Jeśli ktoś woli okolicę w której naprawdę nic się nie dzieje, spokój, szum fal to jest to miejsce dla niego. Dla pozostałych albo trzeba szukać noclegu w miejscowościach z życiem albo przyjechać własnym samochodem. Co do właścicieli to jest OK, od samego początku byli bardzo sympatyczni, z czasem trzeba jednak wykazać się dużą dozą empatii do bardzo bezpośredniej Pani właściciel której niestety zdarzyły się wpadki. Po pierwsze wpuściła do pokoju pod naszą nieobecność pracowników którzy montowali w drzwiach siatki przeciw owadom, po naszym powrocie poinformowała o tym fakcie tłumacząc że próbowała się ze mną skontaktować i dlatego ich wpuściła bez naszej wiedzy. Pani nie mogła się ze mną skontaktować bo nie dawałem nigdy numeru telefonu, ani nawet w korespondencji mailowej. Na telefonie nie miałem też nieodebranych rozmów. Poza tym z pokoju zginął koc w "dolary", którego nie można nigdzie kupić. Niestety nie wiem kto go ukradł bo w pokoju kręciło się wtedy kilka osób dlatego nie mogłem nic zrobić. Koca nie zabieraliśmy nigdy na zachody słońca więc nie mógł być zostawiony po ciemku, koc był zabierany tylko na dzienne opalanie i noszony w torbie sportowej. Schodząc z opalania zawsze sprawdza się czy coś nie zostało. Normalnie jednak powinienem zawiadomić policję i sprawę nagłośnić. W efekcie wróciliśmy do domu bez jednej drogiej dla nas rzeczy. Sam fakt wpuszczenia kogoś do wynajętego przez nas pokoju jest niedopuszczalny i powinien być surowo potępiony. Nie dało się niestety o tym porozmawiać z właścicielami bo w dniu naszego wyjazdu nagle gdzieś wybyli zostawiając w domu swoich pracowników.
Wyjazd: rodzinny
Nikt nie ocenił jeszcze tej opinii
Ocenił standard:
-
pokoje:10/10
-
łazienki:10/10
-
obsługa:4/10
-
lokalizacja:2/10
-
jakość do ceny:10/10
-
zgodność z ofertą:10/10
Odpowiedź właściciela obiektu:Dzień dobry Panie Rafale. Odniosę się do Pana zarzutów. Po pierwsze Państwa koc nie zginął, a tym bardziej nikt z nas go nie ukradł. To jest nasz prywatny dom, tutaj się nie kradnie. Koc jest wyprany i czeka na odbiór, zostawili go Państwo na szafie. Poza tym zostawili Państwo po sobie taki bałagan, że się nie dziwimy, że go Państwo nie widzieli podczas pakowania. Po drugie nawet się Pan nie pofatygował, żeby do nas napisać czy zadzwonić w jego sprawie, tylko od razu obwinia nas niesłusznie w internecie o kradzież. Proszę napisać na nas meila z adresem to wyślemy, za pobraniem.
Sprawa moskitier - nie zostawił Pan nr telefonu. Próbowaliśmy znaleźć w korespondencji emailowej, ale z powodu jego braku, nie mieliśmy jak się skontaktować. Ekipa była umówiona dawno temu, grafiki napięte, musieli to zrobić wtedy. I nikt się po pokoju nie kręcił, jak to Pan napisał. Pracownicy weszli, zamontowali moskitiery i wyszli. Oczywiście weszliśmy razem z pracownikami, żeby była pewność, że nic Państwu nie zginie. I nie zginęło.
A propos wyjazdu. Całą rodziną wyjechaliśmy w piątek do Łodzi w sprawach rodzinnych i wróciliśmy w niedzielę. I to, że "nagle gdzieś wybywamy" to nasza prywatna sprawa. Dom był pod opieką naszych zaufanych Przyjaciół i jeśli miał Pan pytania czy zastrzeżenie, trzeba było o tym poinformować, a nie wyjeżdżać bez słowa i z pretensjami.
Wszystko da się wyjaśnić, o wszystkim da się porozmawiać, tylko trzeba chcieć, a nie biec od razu do klawiatury z oskarżeniami.
P.s. zamiast szumu fal i ciszy w Sianożętach polecamy na przyszłość coś bardziej rozrywkowego.
Życzymy udanego lata bez zbędnych emocji z kocem w dolary w roli głównej.